Francja sprawuje w tym półroczu prezydencję w Radzie UE. Formalnie oznacza to kierowanie instytucją, w której rządy 27 krajów są reprezentowane przez swych ministrów i która wspólnie z Parlamentem Europejskim stanowi przepisy oparte na projektach Komisji Europejskiej. Zwłaszcza w przypadku krajów tak istotnych jak Francja prezydencja staje się dodatkową okazją do promowania jej własnych unijnych priorytetów czy wręcz wizji rozwoju Europy.
Czytaj też: Macron chce „wkurzyć” niezaszczepionych
Macron: Praworządność to nasz skarb
Teraz ten wymiar prezydencji jest jeszcze silniejszy, bo jest spleciona z kampanią przed kwietniowymi wyborami prezydenckimi we Francji. Wedle sondaży Emmanuel Macron, który zamierza ostro grać tematyką unijną, zdecydowanie wchodzi do drugiej tury, a tam miałby się zmierzyć albo z Marine Le Pen (sondaże dają mu wygraną), albo z prawicową Valérie Pécresse (badania opinii nie dają teraz rozstrzygającego wyniku).
Choć PiS zdeklarował się jako ideowy sojusznik Le Pen w sprawach przyszłości Europy m.in. podczas szczytu skrajnej prawicy w Warszawie, to polska dyplomacja miała do niedawna pewne nadzieje, że Macron „potrzebujący sukcesów prezydencji”, zwłaszcza podczas kampanii wyborczej, zechce unikać eskalowania praworządnościowych sporów z nami czy Budapesztem. Tyle że potwierdził w tym tygodniu w Parlamencie Europejskim, że Francja zamierza przeprowadzić w lutym w Radzie UE wysłuchanie Polski w ramach postępowania z art.